To też opera, to istne państwo konstytucyjne, oparte na ciągłej walce dwóch potęg równouprawnionych.[1] Z walki tej, w której artysta koniecznością zmuszony, pozwala zwyciężać raz jednej, to znowu drugiej stronie, pochodzą wszystkie niedostatki opery. Ta walka tedy powinnaby wytworzyć reguły sztuki, rozstrzygające kwestję opery. Obie zaś zasady, muzyczna i dramatyczna, doprowadzone do ostatecznych konsekwencji, muszą się w pewnym punkcie skrzyżować. Tylko że dwie te linje zbyt są długie, aby dla ludzkiego oka nie miały uchodzić za równoległe.
Podobnie ma się rzecz z tańcem, co można zauważyć w każdym balecie. Od chwili, kiedy taniec zaczyna przemawiać do widza za pomocą giestykulacji i mimiki, lub wyrażać pewne myśli i uczucia, już zmienia się w pantominę i traci piękną rytmikę swych form. Wzmożenie się zatem żywiołu dramatycznego będzie tu przeszkadzać rozwojowi plastyczno-rytmicznej piękności w tym stopniu, co w operze muzycznej.
Opera nie zdołałaby się ostać, ani ja-
- ↑ Błąd w druku; brak orzeczenia jest.