łem: „możesz, tylko nie ruszaj moich książek i papierów.” Powiedziałem to szorstko, bo opanowało mnie przeczucie, iż wypłynie ztąd jakaś przykrość. W chwilę po jéj wyjściu powiedziałem do żony: „Lękam się, że mi coś pomięsza na górze.” Moja żona poszła wkrótce za nią na górę i przykazała, ażeby była uważną. „Czyż mój pokój jeszcze nie sprzątnięty” — zawołałem na schodach, i nie czekając odpowiedzi, wbiegłem na górę. Właśnie gdy wchodziłem, dziewczyna przewróciła kałamarz, stojący na półce. Przestraszyła się, a ja zawołałem ostro: „Jakież z ciebie głupie stworzenie!. Czyż ci nie mówiłem, abyś była ostrożna?” Żona cicho i nieśmiało przyszła za mną. Zamiast się zawstydzić, gniew mój znowu wybuchnął; nie zważałem na nią, pobiegłem do stolika, rozpaczając i skarżąc się, jakby najważniejsze moje papiery były zniszczone, gdy tymczasem atrament oblał tylko czysty arkusz papieru i trochę bibuły. Służąca skorzystała ze sposobności, żeby uciec z pokoju, a żona zbliżyła się do mnie ze słodyczą: „Mój drogi...“— rzekła. Spojrzałem na nią gniewnie, niecierpliwiła mnie, chciałem się oddalić. Przez chwilę twarz jéj pozostała przy mojéj, wreszcie rzekła z niewymowną miłością: „Zaszkodzisz swemu zdrowiu, mój drogi.” Wstyd zaczął mnie ogarniać, milczałem długo, aż w końcu rozpłakałem się: „Jestem nędznym niewolnikiem mego usposobienia, nie mogę się wyzwolić z pod panowania téj grzesznéj porywczości.” Żona odparła: „Pamiętaj, ile przeszło dni i tygodni, a ty w gniew nie wpadłeś. Módlmy się razem.” Uklękłem obok niéj, a ona modliła się tak poprostu, a tak gorąco, iż szczerze dziękowałem Bogu za tę godzinę i za tę żonę.
Strona:Edward John Hardy - Świat kobiety.djvu/122
Ta strona została skorygowana.