„Węże!” Panny przeskoczyły rów w jednéj chwili. Oprzéć się nierozumnemu żądaniu ukochanego syna zdaje się niejednéj matce trudniejszą rzeczą, niż przebyć rów najgłębszy; uczyni to ona jednak, skoro się zastanowi nad skutkami, jakie dla niéj i dla syna podobna słabość miéć może. „Ostrzéj, niż ząb jadowitego węża, dogryzie dziecko niewdzięczne,” niewdzięcznym zaś ono okazać się musi, bo ostatecznie za cóż byłoby wdzięczne psującéj je matce? Życie nauczy je gorzkiém doświadczeniem, iż nierozsądne pobłażanie było względem niego największém okrucieństwem.
Po latach wielu nierozsądna matka martwi się, iż dzieci o nią nie dbają, albo téż ubolewa, że się źle obróciły. Przypomina sobie, jak je pielęgnowała, jak się nad niemi męczyła, jak modliła się za nich; może jednak w końcu błyska w jéj osmuconém sercu myśl, że była nierozsądną. Rozumna tymczasem zbiera owoc swój pracy. Córki stają się jéj przyjaciółkami, — synowie, wyrósłszy, są jéj podporą. Poszanowanie dzieci równa się ich miłości; z kolei zostawszy same rodzicami, postępują według przykładów, odbieranych w pierwszéj młodości.
Tomek (który właśnie został surowo złajany). Mamo, czy ja doprawdy jestem taki zły?
Mama. Tak jest, Tomku, zły z ciebie chłopiec.
Tomek (po namyśle). Widzisz, mamo, powinnaś się bardzo cieszyć, że nie mam bliźniaka.
Dziecko zepsute jest nieszczęściem dla siebie i dla drugich, choćby było jedyném