i znała o tyle naukę chrześciańską, by wiedziéć, iż najwyższymi są nie ci, co najmniéj, ale ci, co najwięcéj posług oddają. Wiedząc zaś o tém i wychowując córkę w swoich zasadach, była zapewne zupełnie obojętna na tytuł, jaki jéj przyznawano.
„Czy chcecie — pytał Ruskin, — ażeby wam tylko usługiwali podwładni? czyż kopciuszek nie może zasiąść u waszego ogniska i być ukochanym?” Gdyby kiedy do tego przyszło, rozjaśniłoby się każde ognisko, a talerze same przez się byłyby więcéj błyszczące; dopoki jednak służący uważani są za niższych, starajmy się przynajmniéj być mędrsi, równiejszego usposobienia i bardziéj pożyteczni od nich; przytém należy jasno określić, czego od służących naszych żądamy, i według tego założyć dla nich szkoły. Wówczas będą oni uzdolnieni do swoich zajęć i będą czynili zaszczyt swemu stanowi. Oby tylko wówczas pracodawcy byli równie uzdolnieni do swoich! Co do trudności, na jaką uskarżają się powszechnie w znalezieniu dobrych służących — jeśli ta rzeczywiście istnieje, — powinnaby nas nauczyć trochę więcéj posługiwać sobie samym, a w wielu razach byłoby nam z tém lepiej i nie ubliżało wcale naszéj godności.
Być może, iż który z moich czytelników chciałby wiedziéć, co więcéj w swych pamiętnikach pisał o Bunch Sydney Smith. Oto jéj krótka biografia:
„Bunch była to silna, tęga dziewczyna i tém usprawiedliwiała nadane sobie przezwisko. Nazywała się właściwie Rachela Masterman; obowiązkiem jéj było służyć do stołu, meldować gości, rano przynosić gorącą wodę, jedném słowem być wszędzie użyteczną. Z czasem Bunch została kucharką i poszła za mąż
Strona:Edward John Hardy - Świat kobiety.djvu/155
Ta strona została skorygowana.