Strona:Edward John Hardy - Świat kobiety.djvu/206

Ta strona została skorygowana.

nie mają przecież po większéj części na to czasu, a gdyby i mieli, nieświadomość czyniłaby ich bezużytecznymi. Gdy ciężka choroba zawita do domu robotnika, panuje w nim nieopisany nieład, a przybycie członka towarzystwa pomocy, to cóś nakształt przybycia zbawczego anioła. Gdy siostra idzie ulicą do domów, gdzie jest tak bardzo potrzebną, w swój czarnej sukni, kapeluszu i płaszczu, ludzie dziwić się mogą, iż młoda kobieta, stworzona do przyjemności życia, porzuca dobrowolnie piękne stroje i zabawy, stanowiące jedyne zajęcie wielu jéj podobnych. Ona jednak znajduje swą nagrodę w mieszkaniu ubogich, gdzie jéj obecność przynosi promień słońca, a jéj skromny strój zdaje się prześlicznym. Dozorczyni zajmuje się nietylko chorą osobą, ale gdy nie ma innéj pomocy, sama zamiata, pali w piecu i sprząta. Następujące zdarzenie, wyjęte z rocznego sprawozdania Towarzystwa dozorczyń, da wyobrażenie o jéj trudném zadaniu: „Zeszłego roku, po całych tygodniach choroby i pielęgnowania, umarł starzec, mający lat osiemdziesiąt dwa. Czém było jego życie? Nie wiadomo. Zapewne, jak każdy z nas, miał chwile słoneczne powodzenia i szczęścia w czasie tego długiego życia, ostatecznie przecież znalazł się w końcu biedny, chory, opuszczony i samotny. Z niewiadomych powodów został on celem nienawiści sąsiadów, którzy, jak swawolni chłopcy, nadawali mu przezwiska i rzucali kamieniami w jego okna. Z tego powodu trzymał okiennice zamknięte i zatykał gałganami ich szpary. Czas jakiś pozostawał w zupełnéj ciemności, bezsilny, na nędznym tapczanie. „Przy odwiedzinach chorego — mówi sprawozdanie — długi czas nie mogłyśmy wejść do domu, bo nie było