sięciu metrów. Kładąc go na ziemi, spostrzegłaś, że ma wybuchnąć, rzuciłaś się na ziemię; ujrzano cię całą we krwi, ale gdy ci pośpieszono z pomocą, podniosłaś się ze zwykłym uśmiechem, mówiąc: „To nic.” Zaledwie wyleczona z tych ran, powracasz do szpitala, w którym cię znaleziono.”
Podczas tych pochwał dobra zakonnica miała głowę skromnie spuszczoną, a oczy wlepione w krucyfiks, wiszący u jéj boku. Generał kazał jéj uklęknąć; dobywszy szpady, dotknął potrzykroć lekko jéj ramienia i przypiął krzyż honorowy do habitu, mówiąc drżącym głosem: „Nadaję ci krzyż walecznych, w imieniu narodu i wojska francuzkiego; nikt nań nie zasłużył większem bohaterstwem, ani życiem więcéj poświęconém służbie kraju i współobywateli. Żołnierze, prezentujcie broń!”
Wojsko salutowało, odezwały się bębny i trąby, jeden okrzyk wydarł się z piersi obecnych, wszyscy byli poruszeni, tylko matka Marya Teresa powstała z rumieńcem na twarzy i spytała: „Generale, czy już skończyłeś ze mną?” „Tak jest” — odparł. „To ja powrócę do mego rannego w szpitalu.”
Codzień kobiety spełniają bohaterskie czyny, o których nie wspominają dzienniki, a pomimo to, nie wyszukując ich specyalnie, znaléźć można wiele opisów podobnych. Oto jeden jeszcze na chybił trafił wybrany: „Hi! hi! — wołała głośno z przerażeniem gromada ludzi, spokojnie przed chwilą przechadzająca się po ulicach San Diego w Kalifornii. Powodem tych krzyków była trzoda dzikiego bydła, przepędzana przez miasto. Jak wiadomo, zwierzęta te są zawsze niepewne. Małe dziecko bawiło się na ulicy blizko
Strona:Edward John Hardy - Świat kobiety.djvu/262
Ta strona została skorygowana.