Strona:Edward Redliński - Konopielka.djvu/139

Ta strona została uwierzytelniona.

szkoło, ale śmieszkow z tatka to ty stroić nie bedziesz!
Buntuje sie, wyrywa, pani tak uczyła, krzyczy, ja pani powiem! Powiem!
Kręciwszy ucho, ucze smurgla, co to ojciec i że nie bedzie mnie swojo panio straszył. Aha, i żeby ty ani słówka nie pisnoł co my tu w stodole robim. A to dla pamienci! Zgioł ja srala na kolano, przyklepnoł ze dwa razy, ale jakoś beku nie słysze, co to? Przyklepnoł ja mocniej, oho, widać zacioł sie smurgiel. To jeszcze raz. Jeszcze raz. I jeszcze. Aż wrzasnoł. Nu, jak wrzasnoł, nie zapomni.

Na trzy dni przed świętami uczycielka wyjechała: zabrała sie z Kramarem, a jechał do sklepu po gaz, mączke, zapałki na hendel, sklep koło stacji, w Strabli, dużo drogi, i to kopnej, bo śniegu nawaliło po kolana: wyjechali wcześnie, ledwo dniało, wrzuciła na sani waliske i torbe, szmatami nogi poobkręcywali i przepadli w białym polu.
W chacie zrobiło sie bez niej pusto, przestronno, tymbardziej że i cielak przeszed do chlewa, za specjalne przegródke, żeb krowie mleka nie podbierał, żłob sie tam jemu wstawiło oddzielny z delikatniejszym jedzeniem.
W wigilje Handzia napiekła pierogow z pytlowej mąki, cztery bóchenki, skore pomazała żółtkiem z mączko, pozapiekało sie, a wyjeła z piecy, aj jak zapachniało! Pierogi napieczone