Strona:Edward Redliński - Konopielka.djvu/236

Ta strona została uwierzytelniona.

Tak, tak, potakujo z cicha, Michał więcej! I coraz głośniej jeden drugiemu tłómaczy: Pewnie że Michał! O, sierpem dużo więcej nażoł, co sierp bratku to nie kosa!
A ty Kaziuk łżesz po ciemku!
Łgun!
I judasz!
Faryzeusz!
Ludzi zmiłujcie sie, prosze, co wy tu wygadujecie! Toż moje dziesiątki ciągno sie pod kurhan! Kto nie wierzy, niech idzie ze mno!
Ja nie wierze!
Nikt nie wierzy!
A co wierzyć judaszowi!
A że ide, ido za mno, dychajo, kaszlajo, klno, idziem kupo przygarbione, czy mnie rozum pomieszało, myśle, ale patrze: nie, Michałowe żyto rośnie, widze dobrze, a pod naszymi nogami rżysko chręści, i co trochu to dziesiątek! I tak dochodzim do końca, do ostatniego dziesiątka pod samym kurhanem. Koniec. Broźna. W piach wstromiona czeka kosa.
Biore kose. Stoim cicho ponad broźno. I co teraz?
Michałowego dwieście kroki, naszego pięćset! ogłasza cienko Ziutek i tate znowuś poderwało: A pójdziesz ty, czercie nasienie! zachrypieli i cap ręko za koszule, ale wyrwał sie, za dziesiątek odskoczył, tato za nim: i naraz jak nie złapio snopka, jak nie machno w cudze żyto! I drugiego i trzeciego! I Michał podskakuje i Domin i Szymon, szarpio przewiąsła,