jeszcze kołuje, ale dycham, dycham, pamięć jakoś wraca sie, spoglądam po sobie: cały, żywy, rydel w ręku. Tylko czapki nima, ale to tam czapka, Chwała Bogu, Bogu Dzięki, że głowy nie ukrenciło.
A chodź tu, wołajo Dunaj z ganku, co tobie, człowieku, klepke tobie urwało?
Oj, stryku gorzej, dycham, gorzej! Zdaje sie Grzegor!
A zajdź, wołajo.
Zachodze. Jest uczycielka, jest Dunaj, Dunaicha i Kozakow Stach Jej Bohu. Uczycielka chodzi wielkimi krokami pod ściano, tam i nazad, Dunaicha ściany bielo, Stach Jej Bohu dechy hebluje, długie.
Uczycielka, jakaż ona wysoka, większa ode mnie, długa, cieniutka. A uroda cygańska, oczy czarne, włosy czarne kręcące sie, cera czarniawa. I żadnej sodomy gomory na niej nie widać: młodziutka, milutka.
Co cie gnało, mówio Dunaj, wilki?
Grzegor!
Abodajby jego małanka spaliła, co on już dokazuje, ten Grzegor! klno Dunaj. Że to ni ma na niego sposobu! Opowiadaj.
To im opowiadam jak było: stanoł ja pod chwojo, popatrzyć na jełowiec z rosochami, co mówio że pod nim złoty koń zakopany, aż tu coś z tyłu jak nie skoczy na mnie, cap za włosy! Jakoś udało sie wyrwać, tylko czapka
Strona:Edward Redliński - Konopielka.djvu/94
Ta strona została uwierzytelniona.