Strona:Edward Słoński - Wiśniowy sad.djvu/124

Ta strona została uwierzytelniona.

Lśnień miesięcznych leje się kaskada
na jeziora toń i górskie szczyty...
Lipy pachną i róże... Noc blada
z trwogą wita budzące się świty.

Na jeziora toń i górskie szczyty
jakaś jasność opalowa schodzi.
Ziemia, woda, góry i błękity
w srebrnych blasków kąpią się powodzi.

Jakaś jasność opalowa schodzi
w mgłach porannych cała wysrebrzona,
srebrem kładzie się na mojej łodzi
i z tęsknotą pyta mnie: — Gdzie ona? —

W mgłach porannych cała wysrebrzona,
schodzisz do mnie w tej przedrannej, dobie —
i płyniemy w noc, co w świtach kona
ja i ze mną ty, czy sen o tobie?