staruszkowi: dobra noc, zmówiła pacierz, pomodliła się za ojca a położywszy się, usnęła.
Gdy się dzieci rychło rano obudziły, nie ujrzały chałupki, zniknęła, jakby ją wiatr porwał, a oni obydwaj leżeli na wonnéj łące, ptaszki przy nich dzióbały okruszyny chleba, a tylko trochę popiołu i kilka kamieni leżało — wszystko zdawało im się, że tylko snem było.
Dziwiły się dzieci temu wszystkiemu, ale wnet pomodliły się, zjadły trochę chleba i wnet w dalszą udały się podróż. Wiatr wiał, ale nie tak ostro jak wczoraj. Dziś wiał od gór w dali, do których prowadziła droga samemi łąkami, gdzie mnóstwo było prześlicznych kwiatków, które wiatrem poruszane, skłaniały główki, jakoby na powitanie idących. Podróż była bardzo przyjemną. Gdzie niegdzie wyskoczyła żabka, albo sunęła jaszczurka, ale człowieka nigdzie nie było.
Tak szły do samego południa, aż przyszły do lipy, pod którą płynął potok; tam usiadły, aby odpocząć i zjeść obiad. Dorotka nakrajała chleba, a gdy się Witek nasycił, zaczął znowu mądrować, gdyż tęskno mu było za domem i bał się służby u obcych ludzi.
„Dorotko,“ rzekł z płaczem, „ten obcy pan jest złym dobroczyńcą, jeżeli się spodziewa, abyśmy mu odpłacili, co nam dał.“
Dorotka łajała go łagodnie, mówiąc: „Czybyś chciał aby nasz ojczulek był taki zły i niewdzięczny, żeby nie chciał swemu dobroczyńcy się wypłacić?“
Witek zamilkł i gryzł skórkę od chleba, niedługo atoli zaczął na nowo: „Dosiu, ojciec przyrzekł panu, że zapłaci, skoro zgromadzi pieniędzy, ale gdy nie zgromadził, przeto nie potrzebuje zapłacić.“
„Ojciec nie zebrał pieniędzy, ale zebrał dla nas wiele dobrego pouczenia, że mamy żyć poczciwie, przeto pójdziemy spełnić swą powinność i odsłużyć się naszemu dobroczyńcy, jak umiemy.“ Tak zbijała Dorotka złe myśli Witka, ale gdy widziała, że mu łzy płyną po twarzy, uczuła żal nad nim; spojrzała na lipę, gdzie było gniazdo dzikich pszczół, a że pszczółek nie było w domu,
Strona:Eliška Krásnohorská - Powiastka o wietrze.djvu/17
Ta strona została uwierzytelniona.