przeto wzięła piękny plastr miodu i podała Witkowi. Ten jadł ze smakiem, a tymczasem zebrała Dorotka rzeczy do koszyka i chciała iść daléj. Witek zjadł miód, a potem chciał wrócić do domu.
„Dosiu,“ błagał „wróćmy się napowrót, gdyż inaczéj zabłądzimy! Dziś wieje wiatr zupełnie z innéj strony aniżeli wczoraj i prowadzi nas na błędną drogę!“
Dorotka objęła Witka za szyję i tak mu prawiła: „Czy nam się podoba lub nie, my musim iść daléj naprzeciw wiatru. Przyrzecz mi, że przestaniesz narzekać.“
I nie czekając na jego przyrzeczenie, pocałowała go wiodła go daléj za rękę. Szli długo, długo łąkami i byli już blizko gór, gdy mrok zaczął zapadać. Potem mgła ich otoczyła, że ani na krok przed sobą nic nie widzieli, a wiatr ucichnął zupełnie. Witek się zaczął lękać, gdyż przed nimi huczało — a nie był to wiatr, lecz zapewne bystra rzeka tak szumiała. Łatwo do niéj wpaść mogli, gdyż szli jak niewidomi. Witek drżał na całém ciele, serce biło mu mocno, a naraz taki go strach ogarnął, że już chciał uciekać, i pewnie byłby niezawodnie się puścił z powrotem, gdyby w blizkości nie odezwał się dźwięk w pobliżu, jak gdyby kosa trawę kosiła. „Są tu ludzie?“ zawołała Dorotka, a Witek zaraz przystanął, nastroił minę zuchowatą i krzyknął: „Hej, jest tam kto?“
Usłyszeli potem brzęk kosy, a niedługo odezwał się głos chrapliwy: „Tylko bliżéj, bliżéj!“
Dorotka wzięła odważnie Witka za rękę, tak że chcąc nie chcąc iść musiał, choć gęsta mgła była naokół. Brzęk kosy niknął gdzieś w dali, a na wołanie nikt nie odpowiadał. Naraz uczuły dzieci, że weszły we wodę.
„O niegodziwy wiatr, gdzie nas to zapędził!“ zaczął znowu Witek wyrzekać. Dorotka natomiast zdjęła z głowy chustkę, uchwyciła za koniec i rzekła: „Dobry wietrzyku zawiéj raz jeszcze i ukaż nam prawdziwą drogę!“
I oto wiatr zawiał, chustka wionęła, a Dosia szła z nią wesoło. Niedługo wyszli z wody, a gdy wiatr rozwiał mgłę, i księżyc zaświecił na niebie, zobaczyli
Strona:Eliška Krásnohorská - Powiastka o wietrze.djvu/18
Ta strona została uwierzytelniona.