ścieżkę. Wkrótce przyszli nad brzeg wielkiéj rzeki, za którą się wznosiły wysokie, szare góry. Na rzece nie było widać ani łódki, ani mostu, ani człowieka. Dorotka nic się nie bała, tylko szła daléj nad rzeką, aż niedługo ujrzała łódkę, a niedaleko siedziała na kamieniu staruszka, mając obok siebie kosę i snopek trawy. Jéj odzież i włosy były wiatrem potargane, trzęsła się od starości i zimna, ale oczy miała bystre. „Dobry wieczór, dzieci, a gdzież to tak późno, gdzie?“ zawołała.
„Jesteśmy w dalekiéj podroży,“ odpowiedziała Dorotka, „szukamy ojca, który ma setkami synów a mimo to żadnego, gdyż chcemy do niego wstąpić w służbę. Czybyście, babuniu, nie mogli nam pokazać drogi ku niemu?“
„Mogę, mogę,“ odrzekła, „znam dobrze drogę. Najprzód przeprawicie się przez rzekę, potem wciąż naprzeciw wiatru, a na wieczór dopytacie się daléj.“ Potem zaczęła odwięzywać łódkę. Dorotka podjęła snopek trawy i położyła na łodzi, a potem prosiła, aby jéj wolno było z Witkiem wsiąść do łódki. Babinka pozwoliła, dała każdemu wiosło, a potem weszli samotrzeć do łodzi. Z początku było dobrze, ale niedługo zaczęła się staruszka kurczyć od zimna, a ile razy ręką machnęła, wnet budził się wiatr, który burzył wodę. Gdy dzieci trochę naprzód dowiosłowały, wnet wiatr ich spędzał napowrót. Bałwany biły tak silnie, jakoby chciały łódź pochłonąć. Nalało się i wody wiele do łódki. Wtedy Witek ze strachu rzucił wiosło i zaczął wylewać wodę kapeluszem. Dorotka wzięła obydwa wiosła i zaczęła tak silnie i zręcznie wiosłować, że doprowadziła szczęśliwie łódkę na brzeg przeciwny.
Tu ujrzeli chałupkę, która miała drzwi zupełnie popsute, zamiast okien były dziury, strzecha była przywiązana powrozem, a komin podparty belką.
„Nuże dzieci,“ rzekła babulka, „jeżeli nie macie gdzie przenocować, zostańcie u mnie do rana; chętnie dam wam nocleg, jeżeli mi nasypiecie pierzynę; dziś przez cały dzień wiatr mi pierze zabiera, a ja biedna staruszka drżę od zimna.“
Strona:Eliška Krásnohorská - Powiastka o wietrze.djvu/19
Ta strona została uwierzytelniona.