„Leć, Wirze, huź go ha!“ zawołał na psa dziadek, gdyż Wirem mianował się ów brytan. Pies poskoczył jak strzała do lasu, a w kilka minut przyniósł zająca. Wiatr i Wichrzyca rozkazali Dosi tego zająca lwu podać, który oczyma wściekle błyskał i zgrzytał zębami, a skoro tylko zobaczył zająca, wnet go w okamgnieniu rozszarpał pazurami i zębami.
„Tak rozszarpałby ciebie, hihihi, gdybyś mu choć jeden raz jeść nie dała,“ zachichotał dziadek.
Potem rozkazano dziewczynie urządzić dla lwa posłanie. Staruszka pożyczyła jéj kosy, a Dosia nasiekła w lesie trawy, starą wyrzuciła z jaskini i nasypała świeżéj. Lew skoczył na trawę i zaraz się położył.
„Hihihi, takby skoczył na ciebie, gdybyś mu choć raz dobrze posłania nie usłała,“ zachichotała Wichrzyca.
„Teraz uszykuj jeszcze dlań śniadanie, gdyż kto wie, gdzie my rano będziemy, a ty będziesz najczęściéj z lwem sama, hihihi,“ śmiał się dziadek, podając jéj łuk i strzały, aby dla lwa zwierzynę mogła strzelać.
„A tu masz jeszcze,“ rzekła babinka, podając jéj bicz z ołowianą kulką, „abyś mogła lwa ukarać, jeżeli będzie dziki i jeżeli bez głodu marnować będzie zwierzynę tylko dla zabawki; gdyż to dzieciak niesforny, rozpieszczony, hihihi, poczynaj sobie tylko z nim roztropnie, a nic go się nie obawiaj.“
Dał jéj jeszcze dziadek siekierę, aby sobie mogła narąbać drzewa i napalić, skoro będzie zimno; potem Wiatr, Wichrzyca i Wir odlecieli, a wnet tylko w dali rozlegał się szum i wycie.
Dorotka się wielce po ich zniknięciu zakłopotała, gdyż choć dziadek i babka byli straszliwi, przecież było jéj tęskno za nimi; nawet i za psem zatęskniła, gdyż była tu opuszczona, samiuteńka, a nie mogło jéj się ani w głowie pomieścić, że tu całe siedm lat ma przebywać. Płakała, ale wnet się uspokoiła. „Na cóż się przyda płacz i narzekanie,“ mówiła, „jeżeli nie chcę siebie i królewicza zagubić? trzeba się brać raźno do pracy.“
Strona:Eliška Krásnohorská - Powiastka o wietrze.djvu/52
Ta strona została uwierzytelniona.