żył się na ziemię, bawił się kamieniami, któremi kulał lub w górę rzucał.
Wtedy mogła sobie nakoniec i Dosia odpocząć, poprzednio jednakże użęła snop trawy na posłanie, nazbierała gałązek na ogień i narwała sobie orzechów na obiad. Ledwie przecież usiadła i zaczęła łuskać orzechy, lew zapewne urażony, że się nim nie zajmowała, wyskoczył i zaczął okropne czynić spustoszenia. Wyjąc, pobiegł do lasu, wyrywał drzewka, rozpędzał łanie i sarny, a nawet kilka z nich rozszarpał, choć nie miał głodu, gdyż pozostawiał nieżywe na ziemi, a spustoszenia czynił daléj.
Widziała Dorotka, że to był niesforny dzieciak, przeto pochwyciła za bicz, a ująwszy lwa za grzywę, zamierzyła się, jakoby go ukarać dotkliwie chciała. Lew dostał strachu, przeto spuścił ogon, wił się po ziemi i chętnie czynił to wszystko, co mu dziewczę kazało. Potem siadła przy nim, a spoglądając nań surowo, zaczęła łupać orzeszki, gdyż była bardzo głodną.
„Chcesz także?“ mówiła, gdy lew na nią bystro spoglądał, i rzuciła mu orzech w paszczę. On wnet go rozłupał i podał jéj jądro na łono; rzuciła mu drugi, a tak się działo, aż miało pełno jąder orzechowych. Był już wieczór, zatem Dosia wybrała się w drogę do domu — a do jakiego domu? do jaskini lwa. Wzięła snop trawy i narącz gałęzi, a lew musiał nieść w paszczy jednę ze saren, które uśmiercił. Po drodze jadła orzechy. Szła lasem obok tego miejsca, gdzie ugodziła strzałą sarnę; tu spostrzegła sarenkę, biegającą i beczącą żałośnie. „Będę cię żywiła niebożę, gdym ci matkę zabrała!“ pomyślała sobie dziewczyna; podając sarence nieco soczystych ziół i orzechów. Wygłodzone zwierzątko, strzyżąc uszyma, zbliżyło się, a nasyciwszy się, odbiegło znowu w gęstwinę.
Tak upłynęło wiele czasu; Dorota zaczęła się powoli przyzwyczajać do samotności, a lew nauczył się być jéj posłusznym. Co dzień łupał jéj orzechy, a ona karmiła sarenkę, która wnet polubiła dzieweczkę, tak że
Strona:Eliška Krásnohorská - Powiastka o wietrze.djvu/54
Ta strona została uwierzytelniona.