Strona:Eliksir prof. Bohusza.djvu/101

Ta strona została uwierzytelniona.

wem zaś aksamitnego, oddanego jemu wyłącznie, spojrzenia wielkich, czarnych oczu zapominał o świecie całym. I choć potem odczuwał dziwny lęk, a nawet jakby bunt przeciwko narzucanym sobie więzom, to wspomnienie tych oczu i tej postaci królewskiej wystarczało, aby wywołać w nim znów gwałtowną żądzę ujrzenia czarodziejki, poddania się jej urokowi.
Zabawiwszy dni kilka w Paryżu, przy boku ukochanego, księżna wyjechała do Nizzy, wymogła jednak na Bohuszu słowo, że ją tam odwiedzi. Korzystając z kilku dni wolnych, spełnił daną obietnicę, ale dorywcza ta wycieczka nie sprawiła ani jemu, ani księżnie zadowolenia zupełnego, życie bowiem hałaśliwe miasta, skupiającego w sobie, obok Monte Carlo, cały świat zabawy o tej porze roku, jak również rój wielbicieli, otaczających teraz księżnę, podziwiających powtórną jej urodę i śledzących ją na każdym niemal kroku — zmuszały do wymiany tylko spojrzeń, tajonych uścisków dłoni lub przelotnych pocałunków. Pewnego więc dnia księżna znikła z Nizzy, przenosząc się incognito do cichego, uroczego Cannes i ztamtąd kilkakrotnie już bombardowała Bohusza listami, oraz depeszami, wzywając do przyjazdu.
Dziś więc, gdy po podpisaniu kontraktu i załatwieniu w Crédit Lyonnais formalności, tyczących się ulokowanych tam na jego rachunek milionów, stanął na granitowych schodach banku i, puszczając dym z papierosa, spoglądał wzrokiem radosnym na tłumy ruchliwe i gwarne, na setki samochodów, dorożek, autobusów, sunące nieprzerwanym niemal szeregiem przez bulwary, w umyśle jego wahało się pytanie: