Strona:Eliksir prof. Bohusza.djvu/102

Ta strona została uwierzytelniona.

— Zatelegrafować po Dziutkę, czy też pojechać do Niny?
Wyobrażał sobie chwile wesołe, które spędzałby w towarzystwie jasnowłosej dziewczyny w nowoczesnym Babilonie, ale z drugiej strony namiętne słowa listów księżny, wspomnienie omdlewającego spojrzenia cudnych oczu, draźniło jeszcze bardziej wyobraźnię.
Wprawdzie obiecał był Dziutce, że sprowadzi ją do siebie po ukończeniu prób z eliksirem młodości, miało to jednak nastąpić po upływie sześciu do siedmiu tygodni. Tymczasem dzisiaj, zaledwie po upływie trzech tygodni od przyjazdu do Paryża, podpisał już kontrakt i, powierzywszy dalsze kuracje lekarzom syndykatu, był wolny zupełnie. Dziutka więc nie liczy na to i czekać będzie spokojnie kilka jeszcze tygodni.
To go zdecydowało: Pojedzie na dwa lub trzy tygodnie do księżny, a następnie sprowadzi do Paryża Dziutkę.
Uszczęśliwiony tem prostem, jak sądził, rozwiązaniem zadania, wyjechał jeszcze tego samego wieczora.
Pobyt w uroczem Castrum Marcellinum, tak ulubionem przez society londyńską zimowisku, zamienianem przez nią w skrawek Albionu, przepojony wszakże nie mgłą i dymem, lecz słońcem i upajającą wonią kwiatów — powetował Ninie i Bohuszowi zawód, jakiego doznali w Nizzy. Śród fijołków i hiacentów, magnolji, pomarańcz i drzew migdałowych, w ustronnej willi, na zboczu górskiem, zwróconem ku ciemno-błękitnemu przestworowi morza Śródziemnego, księżna panowała teraz niepodzielnie nad ukochanym. Bohusz poddawał się z lekkiem sercem tej słodkiej tyranji,