Strona:Eliksir prof. Bohusza.djvu/104

Ta strona została uwierzytelniona.

skiej drżą w posadach, że chwieją się kasztany, okalające plac giełdowy, od ryku kulisierów, wywołujących te akcje. A zwiększaniu się chęci ich pokupu nie było końca, liczba bowiem zgłoszeń po eliksir młodości wzrastała z dniem każdym, pomimo cen ogromnych, oznaczonych przez syndykat za ten lek cudowny. Zarząd poczty francuskiej nie wysyłał już do biura Towarzystwa listonoszów, lecz zwoził korespondencję całemi furgonami, zanim Towarzystwo nie założyło filji swych w Rzymie, Berlinie, Wiedniu, Madrycie, Amsterdamie, Stokholmie i innych stolicach pięciu części świata i zanim w olbrzymich gmachach jednej z największych fabryk przetworów chemicznych, zakupionej przez Towarzystwo, nie rozpoczęło wyrobu eliksiru na wielką skalę.
Rozchodziły się tedy codziennie na wszystkie strony całe skrzynie banieczek szklanych, zawierających lek drogocenny i pożądany, a choć nie obeszło się bez opłacenia prasie olbrzymiego haraczu za ogłoszenia, to jednak największą reklamą dla Towarzystwa było kilka tysięcy osób, czy to o nazwiskach znanych, czy też piastujących stanowiska wybitne na polu handlu, przemysłu, literatury i t. p., wyleczonych ze starości, dzięki wyciągowi prof. Bohusza.
Jednocześnie zaczynały już ujawniać się nadzwyczajne powikłania, wywołane przez ten wynalazek w stosunkach ludzkich. Genealogowie tracili głowy na myśl, jak poskręcają się i pogmatwają piękne konary drzew genealogicznych, rozchodzące się systematycznie z pnia, wyrastającego z łona rycerza prostoplasty, skoro, naprzykład, odmłodzony dziadek,