Strona:Eliksir prof. Bohusza.djvu/114

Ta strona została uwierzytelniona.

— Kto to jest? — spytał Bohusz, aby zacząć rozmowę, bo nie kleiły mu się jakoś słowa — wskazując głową w kierunku uderząjącej pięknością niezwykłą brunetki o postawie majestatycznej.
— Jak to? — rzekł, śmiejąc się Legrand — nie poznajesz, profesorze, odmłodzonej twoim eliksirem królowej Monteblanco, jednej z najpiękniejszych dziś kobiet w Europie?
A rozejrzawszy się po sali, zawołał:
Quel triomphe, cher ami, quel triomphe épatant! Regardez donc, on dirait un congrès des rois en exil!
Zainteresowany tytułem znanej powieści Daudeta, Bohusz rzucił okiem po sali, a Legrand wskazywał mu i wyliczał odmłodzonych królów na wygnaniu, którzy istotnie zgromadzili się na bazarze w znacznej liczbie i flirtowali zawzięcie przy bufetach i w kioskach.
Wymieniane jednak bez końca przez gadatliwego paryżanina nazwiska osób wybitnych, spotykanych podczas tej przechadzki, zaczęły prześlizgiwać się niesłyszane po mózgu Bohusza, zajętym znów myślami o nagłem zjawieniu się Dziutki w Paryżu i słowach, rzuconych przez nią księżnie.
Nie ulega wątpliwości — wnioskował — że do Dziutki także doszły drogą okólną wieści o romansie jego z księżną i że znudzona czekaniem, a także urażona w dumie własnej tancerka, znalazłszy nowego wielbiciela, przybyła z nim do Paryża, trafiając na ów bazar nieszczęsny.
Przypuszczenia te były słuszne, istotnie bowiem, dowiedziawszy się w znającym wszystkie tajemnice