Strona:Eliksir prof. Bohusza.djvu/116

Ta strona została uwierzytelniona.

— Co za niespodzianka! — zawołała Liane radośnie, ściskając dłoń gościa. — Jakże szczęśliwa jestem, że nareszcie mogę poznać tak wielkiego uczonego! Spełniłeś, Legrand — dodała, zwracając się do paryżanina — dobry uczynek, przebaczam ci więc za to wszystkie grzechy i ofiaruję kieliszek wina.
— Przepraszam — zaprotestował Legrand — przybyliśmy tu właśnie po to, aby wypić po kieliszku z twoich rąk, Liane, bo jesteśmy bardzo spragnieni, teraz więc nasza kolej. Proszę o trzy kieliszki, gdyż nie wątpię, że urocza markietanka trąci się z nami na rzecz biednych.
— Niechaj tak będzie — rzekła Liane i nalała trzy kieliszki. Trącono się. Bohusz i Legrand wypili swoje, aktorka zaś umaczała usta w swoim i postawiła go na bufecie.
W tej chwili jeden z wyfrakowanych mężczyzn, przywitawszy się z Legrandem i przedstawiwszy się Bohuszowi, jako „baron“ Golder, założywszy ruchem charakterystycznym wielki palec lewej ręki w otwór pachowy kamizelki, rzekł, wydąwszy tłuste wargi i wskazując na niedopity kieliszek Liane:
— Ten kieliszek wart jest teraz dla mnie dziesięć ludwików!
— Dwadzieścia dla mnie! — odezwał się jeden z jego sąsiadów.
— Dwadzieścia pięć! — zawołał inny.
— Pięćdziesiąt! — wtrącił, podwajając sumę, Bohusz.
Lianę spojrzała na niego rozradowana.