Strona:Eliksir prof. Bohusza.djvu/120

Ta strona została uwierzytelniona.


VII
OSTATNI ROMANS.

Jasna zieleń wiosenna okryła skwery i parki paryskie. Czuć było radość w powietrzu, czuł ją też Bohusz, gdy wczesnym rankiem jednego z pierwszych, cudnych dni kwietnia wybrał się konno do lasku Bulońskiego.
Cicho było jeszcze w obszernych, wspaniałych alejach, przecinających się żółtawemi szlakami, na które padał już koronkowy cień młodych liści.
Lekkim galopem pląsał przepyszny anglo-arab, przebierając nogami, jak w tańcu i parskając wesoło, a Bohusz klepał dłonią szyję łabędzią pięknego stworzenia, gdy nagle, zataczając łuk przed Kaskadą, jeździec nasz spostrzegł na werandzie kawiarni samotną postać kobiecą i, podjechawszy bliżej, poznał w niej Liane de Puy, o której zapomniał już był prawie zupełnie.
I ona widocznie wybrała się na wczesną przejażdżkę wiosenną, ubrana bowiem była w amazonkę, a przed werandą chłopiec przeprowadzał konia z siodłem damskiem. Teraz zaś, zdjąwszy czarny kapelusz filcowy do konnej jazdy i rzuciwszy go razem ze szpicrutą i rękawiczkami na krzesło, raczyła się w ciszy ra-