Strona:Eliksir prof. Bohusza.djvu/131

Ta strona została uwierzytelniona.

— No, bo niech sobie ciotuchna wyobrazi — trzepotała hrabina — ofiarował jej pałac, cały umeblowany, najpiękniejszą w Paryżu czwórkę koni, a brylanty, to ciotuchna widziała.
— Cóż dziwnego — odparła księżna obojętnie — posiada dochody olbrzymie i jest samotny, może więc pozwolić sobie na takie wybryki.
— Ale co najciekawsze z tego wszystkiego — mówiła dalej młoda mężatka — to zaślepienie mężczyzn. Niech sobie ciotuchna wyobrazi, że Liane już go zdradza.
Księżna pobladła.
— Zdradza go? — powtórzyła, nie dowierzając uszom.
— A jakże, z tym właśnie Rodriguezem, którego słuchamy. Cały Paryż opowiada sobie głośno o tem, jeden tylko profesor Bohusz nic nie wie. Czy to nie zabawne, ciotuchno?
Na szczęście, w tejże chwili odezwało się stuknięcie za sceną i światła na widowni pogasły, inaczej bowiem spostrzegłaby, że ciotka zacisnęła zęby, że wargi jej zadygotały, w oczach stanęły łzy, a ręce ruchem spazmatycznym zgięły złotą rękojeść lornetki.
Nie przeczuwając tego, hrabina zadała cios straszny dumie wyniosłej kobiety.
Hrabia ustąpił znów kuzynce miejsca na przodzie loży.
Księżna siadła tam, lecz myśl jej była daleka od sceny.
Przejmowało ją oburzenie takie, że krew tętniała w skroniach. Oburzenie to jednak nie było skierowane do Bohusza. Przeciwnie, współczuła mu głęboko, przej-