Doyle’a i romansów paryskich. Uczuła nawet odrazę instynktowną do tego lokalu, którego próg miała przekroczyć. Gdy wszakże przypomniała sobie tę na poły nagą aktorkę, olśniewającą białością ciała i połyskiem klejnotów, a zdradzającą jej ukochanego i wystawiającą go na śmiech Paryża — porwał ją gniew taki, że już bez wahania zadzwoniła do drzwi, na których widniała tabliczka ajencji.
Wpuszczona do poczekalni, zasiadła na krześle, ale w tejże chwili otworzyły się drzwi od drugiego pokoju i stanął w nich mężczyzna barczysty, o brwiach nawisłych, oczach badawczych, czarnym wąsie sumiastym i rękach żylastych.
— Madame... — rzekł, kłaniając się nisko na widok dystyngowanej kobiety i ruchem ręki zaprosił przybyłą do swego gabinetu.
— Czem mogę służyć? — spytał uprzejmie, gdy zasiadła na fotelu, przy wielkiem biurku, zawalonem papierami.
Księżna przez dłuższą chwilę milczała, nie mogąc sformułować swego żądania.
— Niech pani będzie szczera — ośmielał detektyw. — Sprawy, nam powierzane, są tajemnicą. Jeżeli zaś chodzi pani o referencje, to proszę.
Przy tych słowach, podał jej teczkę, zapełnioną dokumentami.
— Dziękuję — odparła, biorąc machinalnie teczkę, ale nie zaglądając do niej wcale, chciała bowiem jak najprędzej wyjść z tego pokoju i pozbyć się przytłaczającego ją ciężaru.
Strona:Eliksir prof. Bohusza.djvu/134
Ta strona została uwierzytelniona.