nego zwierzęcia, hiszpan podniósł oczy i zerwał się, przerażony, z otomany. Liane krzyknęła lekko, odtrącona brutalnie przez śpiewaka, zoczywszy jednak we drzwiach Bohusza, zwróciła się ku niemu całą postacią i z wyrazem zdziwienia w oczach, rzekła uśmiechnięta:
— Tiens, encore à Paris?
A Bohusz stał wciąż osłupiały. Wstyd, zawód, rozpacz, ogarnęły całą jego istotę.
W tej chwili promień słońca wtargnął ukosem przez okno do buduaru i uderzył w stojący na doniosłości ręki, oparty o podstawkę, na hebanowej, inkrustowanej srebrem konsoli, cyzelowany talerz złoty, krzesząc na drobnych rzeźbach jego iskierki zielonawe.
Przed tygodniem zaledwie kupił to arcydzieło, przypisywane Benvenucie Celliniemu, w Hôtel Drouot, na licytacji dzieł sztuki po znanym zbieraczu. Teraz refleks zielonawych iskierek starego złota, wpadający mu kątem do oka, odtworzył w umyśle zgnębionym całą tę scenę z wyrazistością brutalną. Widział Liane, trzymającą ów talerz w ręce i przyglądającą się przez szkło powiększające drobnym, skłębionym postaciom walczących rycerzy, wyrzeźbionym misternie na dnie naczynia i splotom kwiatów stylizowanych w otoku. Nie miała dość słów zachwytu dla arcydzieła. Za nią stał Rodriguez i przechyliwszy się, spoglądał przez jej ramię na talerz. Wówczas Liane odwróciła się i podając go śpiewakowi, razem ze szkłem powiększająjącem, wskazywała, podniecona, niektóre piękności wybitne tego cacka.
Strona:Eliksir prof. Bohusza.djvu/141
Ta strona została uwierzytelniona.