I Bohusz pochylił się nad talerzem, bardziej jednak interesowało go niezwykłe podniecenie i rozpromienienie Liane, czyniące ją tak ponętną, że nie mógł oderwać od niej wzroku, a gdy po przejściu klejnotu z rąk do rąk, rozpoczęła się jego licytacja, podbijał cenę do tego stopnia, że nawet przedstawiciel nowojorskiego Morgana cofnął się w końcu przed wysokością sumy, a talerz stał się własnością profesora i powędrował do pałacyku aktorki.
Że podczas tego przetargu ukochana jego zwracała się wciąż do Rodrigueza, rozmawiając z nim z ożywieniem — uważał to wówczas za rzecz całkiem naturalną, boć Liane była znaną aktorką, Rodriguez słynnym śpiewakiem, łączyły więc ich deski teatralne, i znać się musieli. Dziś dopiero, teraz, w tej chwili, niektóre szczegóły tej rozmowy, na pozór banalnej, niektóre spojrzenia wówczas zamieniane, wystąpiły przed nim jaskrawo w świetle właściwem i zrozumiał, że już wówczas Liane musiała być kochanką hiszpana.
Pod wpływem tych myśli, porwany nagłym, niepohamowanym gniewem, wyprężył rękę, schwycił za talerz i rzucił go w stronę otomany.
Drżący, jak liść, pomimo kształtów atletycznych, śpiewak uniknął pocisku, schyliwszy się zręcznie i pierzchnął sromotnie z pokoju, talerz, uderzył o ścianę i odbiwszy się od niej, padł pogięty na otomanę, Liane zaś, przechyliwszy się na poduszki, wybuchnęła śmiechem szalonym, czy to na widok pierzchającego bohaterskiego tenora, czy też rozjątrzonego wynalazcy eliksiru młodości.
A może — obu.
Strona:Eliksir prof. Bohusza.djvu/142
Ta strona została uwierzytelniona.