klientka jego nie zdoła opanować ciekawości i przyjedzie.
Poznawszy ją, sięgnął spokojnie do kapelusza, a gdy samochód stanął, podszedł do niego i rzekł szeptem:
— Księżna pani będzie zadowolona. Wszystko dało się urządzić jaknajlepiej. Profesor już przybył.
Serce jej zakołatało gwałtownie.
Dokoła panowała cisza. O tak wczesnej bowiem godzinie ulice dzielnicy, w której sklep jest rzadkością, były prawie puste. Gdzieniegdzie tylko przesunęła się postać bony lub chłopca sklepowego, roznoszącego artykuły spożywcze do klientów.
Nie obawiając się więc oczu niedyskretnych, księżna wysunęła głowę z samochodu.
— Dawno? — spytała głosem drżącym.
— Przed kwadransem — odparł, spoglądając na zegarek i nagle, rzuciwszy okiem na wyjeżdżający w tejże chwili z poza rogu ulicy samochód, zawołał:
— Oto jedzie!
— Kto, profesor?
— Tak jest.
Księżna drgnęła i chciała już rzucić szoferowi rozkaz ruszenia, gdy przypomniała sobie, że zabrała pieniądze, aby załatwić się odrazu z detektywem. Wyjęła więc z woreczka paczkę banknotów i wsunęła mu ją szybko do ręki, poczem, nie patrząc już na jego ukłony, zawołała do szofera, wskazując na znikający samochód Bohusza:
— Proszę dopędzić tamten!
Strona:Eliksir prof. Bohusza.djvu/144
Ta strona została uwierzytelniona.