Ale samochód profesora znajdował się już daleko, przepisy zaś policyjne nie pozwalały przekraczać pewnej granicy szybkości, gonitwa więc była trudna i odległość pomiędzy samochodami nie zmieniała się prawie zupełnie. Dopiero, gdy minięto granice miasta, samochód popędził, jak wiatr.
Nowy gatunek człowieka, zwany szoferem, posiada właściwość taką, że gdy weźmie kierownik do ręki, to uczuwa nieprzepartą chęć do wyścigów. Wprawdzie w miastach krępują go przepisy, niechno jednak wydostanie się poza mury miejskie, to ujrzawszy przed sobą inny samochód, dokłada wszelkich wysiłków, aby go doścignąć i prześcignąć, a jeżeli usłyszy za sobą trąbkę, to nachyla się nad kołem kierownika i uważa sobie za punkt honoru, aby się nie dać ubiec jadącemu z tyłu.
I szofer Bohusza nie był gorszy, niż inni, usłyszawszy więc za sobą trąbkę samochodu księżny, przyspieszył natychmiast tempo jazdy i im bardziej goniący dokładał wysiłków, aby go dopędzić, tem szybciej ścigany umykał przed współzawodnikiem.
Już chyba z godzinę trwała ta szalona gonitwa, gdy nagle, na skręcie gładkiej, jak stół, szosy, spostrzegł — na szczęście dość jeszcze daleko — zamknięty przejazd kolejowy.
Nie było rady innej, jak tylko zwolnić biegu i w końcu stanąć.
Pozwoliło to nareszcie szoferowi księżny dopędzić ściganego. Zrównały się samochody, a zaniepokojona i rozgorączkowana długą, szaloną jazdą księżna wychyliła się szybko przez drzwiczki pojazdu.
Strona:Eliksir prof. Bohusza.djvu/145
Ta strona została uwierzytelniona.