Golder zerwał się na równe nogi. Zrozumiał. Zestarzenie się wielkiego wynalazcy, który pierwszy zapomocą cudownego eliksiru odzyskał młodość w siedemdziesiątym drugim roku życia, to upadek gwałtowny, straszny kursu Pebejów z dnia na dzień.
— Słuchaj Dawid, Dawidek — szeptał głosem świszczącym, bo gardło ścisnęło mu się i zaschło — czy ty jesteś pewny tego, co mówisz?
— Żebym ja nie miał szczęścia znać pana barona, jeżeli to nieprawda! On się wczoraj pokłócił strasznie, czy pobił, z tą odmłodzoną księżną Basztańską o tę aktorkę Liane, której kupił pałac za półtora miljona i odrazu fajt! — postarzeli się oboje. Ja panu baronowi powiem więcej — dodał, przełykając ślinę i wyciągając szyję — ja go widział na własne moje oczy (zapomniał dodać, że przez dziurkę od klucza), on leży zupełnie stary!
Golder słuchał wzruszony, uspakajał się jednak stopniowo. Trzeba było działać.
— Panie Dawid — rzekł nagle tonem uroczystym, kładąc nacisk na wyraz „panie“, aby podwładny zrozumiał doniosłość tej łaski — panie Dawid, pan się spisał dobrze. Ja panu to wynagrodzę. Od pierwszego podwyższam panu pensję o pięć, nie, o dziesięć franków. Baron Golder dotrzymuje słowa!
Mówiąc to, przybrał postawę szlachetnego rycerza i zaczął bębnić grubemi palcami po kamizelce.
Dawid ukłonił się nisko, zacierając ręce.
— Dziękuję panu baronowi, bardzo dziękuję, ale ja musiałem zapłacić szoferowi profesora Bohusza śniadanie, żeby mi wszystko powiedział.
Strona:Eliksir prof. Bohusza.djvu/152
Ta strona została uwierzytelniona.