— Dużo?
— Dwadzieścia franków.
— Aj, Dawid! — zawołał Golder, lecz, spostrzegłszy się, poprawił z uśmiechem słodkim na twarzy — panie Dawid, co mnie pan kosztuje! Ale niech już tak będzie! Powiedz pan kasjerowi, że pan baron kazał wypłacić ci dwadzieścia franków. Tylko sza, panie Dawid, sza! Ani słówka nikomu!
Po tych słowach, zadzwonił na chłopca i, włożywszy szybko palto, pobiegł na giełdę, aby osobiście polecić Szmulowiczowi sprzedaż akcyj Towarzystwa eliksiru młodości, które tymczasem wciąż szły w górę.
Dawid spoglądał ze złośliwym uśmiechem na odchodzącego.
— On myśli — monologował — że ja taki głupi! Że ja wypuszczę taki interes z ręki? On myśli, że gdy ja mu uratowałem miljon, a on mi dał za to dziesięć franków podwyżki, to już wszystko w porządku? Ganef!
Okrzykiem tym, podobnym do szczeknięcia, zakończył rozmyślania, skoczył na wysoki stołek przy kantorku i zaczął szybko przewracać karty ksiąg rachunkowych, robiąc notatki na ćwiartce papieru. Po kwadransie tej pracy, schował ćwiartkę do kieszeni, zerwał się ze stołka i skinął na chłopca biurowego.
— Charles, gdyby tu przyszedł stary i pytał się o mnie, to mu powiedz tak: Pana Dawida nagle zabolał brzuch. Pan Dawid przestraszył się, bo pomyślał sobie, że to może cholera (Golder bał się okropnie cholery) i poleciał do doktora. Rozumiesz?
— Rozumiem — odparł chłopiec.
Strona:Eliksir prof. Bohusza.djvu/153
Ta strona została uwierzytelniona.