Strona:Eliksir prof. Bohusza.djvu/155

Ta strona została uwierzytelniona.

— Wszystko stracone — westchnął ponuro, gdy spytali o nowiny.
— Co się stało, na Boga! — zawołał Legrand wystraszony.
— Niech panowie sami zobaczą! — odparł i, ruszywszy przodem, otworzył drzwi sypialni.
— Proszę! — rzekł cicho.
Stanęli osłupiali. Przed nimi leżał już osiwiały, pomarszczony starzec, bredzący w malignie!
I to ma być ten sam Bohusz, którego opuścili onegdaj pełnego sił i zdrowia młodzieńczego?
Zimny dreszcz przebiegł po nich. Cofnęli się przerażeni.
Towarzystwo międzynarodowe eliksiru młodości profesora Bohusza zachwiało się w fundamentach.
O zastosowaniu eliksiru choremu w takim stanie mowy nie było.
Pozostawało narazie tylko zachowanie tajemnicy jaknajściślejszej.
Tak Bohusza, jak i księżnę — bo z przedsięwziętych zaraz badań Legrand dowiedział się o przyczynie katastrofy — otoczono opieką lekarzy zaufanych, a służbie zakazano wpuszczać kogokolwiek do chorych.
Niestety, zarządzenia te były już spóźnione.


∗                  ∗

Nazajutrz, od samego rana, ujawniła się na giełdzie silniejsza, niż zwykle, podaż Pebejów. Z początku kupowano chętnie, gdyż dzienniki przyniosły ze wszystkich stron świata wiadomości o cudownych wynikach, osiąganych przez eliksir profesora Bohusza. Stopniowo