Strona:Eliksir prof. Bohusza.djvu/157

Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy dnia następnego otwarto giełdę, kolumny jej korynckie znów zadrżały od ryku giełdowców.
Lecz tym razem był to ryk rozpaczy. Setki, tysiące akcyj ofiarowywano na sprzedaż. Przed biurem Towarzystwa eliksiru młodości cisnęły się takie tłumy, że musiano zażądać interwencji policji.
Przerażone banki, nie chcąc narazić się na dalsze straty, odmówiły pomocy Towarzystwu.
I rozpoczął się krach, krach dawno niewidziany na giełdzie paryskiej.
Rysował się coraz bardziej i groził zupełnem runięciem wspaniały gmach Towarzystwa eliksiru młodości prof. Bohusza!..
Ale, podobno, baron Golder, pozbywszy się swoich akcji po wysokich jeszcze cenach, umiał wyzyskać popłoch ogólny i skupuje teraz cichaczem te same akcje, ba, więcej nawet, niż posiadał, za bezcen, wnioskując sprytnie, że, bądź co bądź, jest w nich przyszłość, tylko trzeba umieć czekać, bo choćby nawet dziesiątki tysięcy odmłodzonych starców utraciło, wskutek gwałtownych wzruszeń, odzyskaną młodość, to jednak znajdą się setki tysięcy i miljony takich, którzy będą gotowi zapłacić całem mieniem za odzyskanie młodości bodajby na krótko.
I chyba się nie myli.
A może... może eliksir młodości zdoła również raz jeszcze przywrócić młodość swemu wynalazcy i pięknej ks. Ninie?

KONIEC.