Strona:Eliksir prof. Bohusza.djvu/26

Ta strona została uwierzytelniona.

I znów spotkały się ich oczy, a po twarzyczce blondynki przebiegł rumieniec, jak mgiełka różowa. Zauważył to jej towarzysz i spojrzał na Bohusza wyzywająco. Bohusz odpowiedział przelotnem spojrzeniem obojętnem, zupełnie zajęty młodą kobietą.
Rozdrażniło to widocznie bladego młodzieńca, przesunął bowiem krzesło, zasłaniając Bohuszowi widok swej towarzyszki. Nasz odmłodzony profesor uśmiechnął się na ten manewr i, spostrzegłszy na ustach nieznajomej również uśmiech przelotny, przesiadł się spokojnie na inne krzesło, tak, że miał ją znów przed oczyma. Młodzieniec nie zauważył tego, gdyż, rozpostarty rękoma na stole, żywo opowiadał coś towarzyszce. W końcu wszakże musiało go uderzyć jej roztargnienie, bo odwrócił się niecierpliwie i spotkał wesołe oczy Bohusza. Zrozumiał. Oparłszy tedy rękę na poręczy krzesła, utkwił wzrok urwisa w natręcie.
Bohusza zabawiło to i uczuł chęć nieprzepartą dać szczutka w nos temu rywalowi, a zanim jeszcze dzika ta myśl zgasła, już ręka sięgnęła do wyzywającej twarzy, rozległ się cichy trzask matowy i oszołomiony tą niespodzianką młodzieniec przechylił się tak mocno w tył, że omal nie spadł z krzesła. Zdołał jednak utrzymać równowagę, zerwał się i podniósł rękę. W powietrzu jednak spotkała ją ręka Bohusza, który nie ruszył się nawet z miejsca, i ruchem krótkim a mocnym przygwoździła wprost przeciwnika do krzesła.
Stało się to tak szybko, że nawet najbliżsi goście kawiarniani nie spostrzegli zajścia.