— Tancerka.
— I ja, grzeszny — zawołał — nie wiedziałem, że wystarczyło pójść do „Białego szczura“, aby panią zobaczyć!
Zarumieniła się lekko.
— Czy nie lepiej panu tak, jak teraz — odparła filuternie.
— Czy może pani wątpić?
Roześmiała się, pokazując równe, perłowe ząbki.
— Pytał pan — rzekła — o pokrzywdzonego. Niechże pan czyta!
Przy tych słowach otworzyła woreczek srebrny, wyjęła ćwiartkę papieru, złożoną we czworo i podała Bohuszowi.
„Kochana Dziuteczko! — brzmiał list. — Dziś wyjść z domu nie mogę. Nos mi spuchł. Okładam go wodą gulardową. Ale drogo to będzie kosztowało tego Bohusza! Jutro podaję skargę do sądu“...
Bohusz przerwał czytanie.
— Więc to dlatego — zawołał — czekałem napróżno! I co pani na to?
Dziutka wykrzywiła usta pogardliwie.
— Głupiec! — rzekła krótko.
Bohusz byłby ją uściskał.
— Ale wie pani, co mi przyszło do głowy? Oto, będzie pani musiała teraz przeciwko mnie świadczyć!
— Myślałam o tem! — zaśmiała się wesoło.
— I co pani wymyśliła?
— Bo ja wiem? No... jakoś to będzie.
Wymówiła te słowa z wdziękiem tak naiwnym, że odruchowo wyciągnął rękę i uścisnął drobną jej dłoń, spoczywającą na stole.
Strona:Eliksir prof. Bohusza.djvu/29
Ta strona została uwierzytelniona.