— Tak, panie sędzio, to ja, gdy byłem jeszcze stary!
Bohusz wymówił te słowa tonem takim, jakim kto inny powiedziałby: „Gdy byłem jeszcze młody!“.
Na sali powstał szmer podziwu. Wszyscy wytężali słuch i oczy, zaciekawieni tym pojedynkiem niezwykłym. Większość jednak zdradzała postawą i wzrokiem, że uważa Bohusza za obłąkanego. Widocznie i Dziutka należała do nich, bo zarumieniła się i wprost z przestrachem spoglądała na kochanka.
Bohusz jednak nie widział tego, zwrócony ku sędziemu i mówił dalej tym samym głosem, jakby drwiącym z całego świata.
— Tak, panie sędzio, bo wynalazłem środek zwalczania starości tak, jak wszelkiej innej choroby.
Szmer na sali zwiększył się jeszcze bardziej. Kilka osób powstało i wyciągnęło szyje, aby przyjrzeć się lepiej temu, który wymówił te słowa niesłychane.
— Jaki pan masz na to dowód? — zapytał sędzia, któremu słowa przeciskały się z trudem przez gardło zaschnięte, a ręce, trzymające pasport, drżały febrycznie.
— Najpierw siebie, panie sędzio. Dalej tych, którzy znali mnie starym i widzieli skutki mego wynalazku, wreszcie — tu podniósł głos i przesunął wzrok po starcu i jego ławnikach — jestem gotów na każdym z panów dowieść prawdy słów moich, jestem gotów, powtarzam, każdemu z panów przywrócić młodość, uczynić to, że fotografje i na waszych pasportach uchodzić będą za cudze!
Strona:Eliksir prof. Bohusza.djvu/33
Ta strona została uwierzytelniona.