Strona:Eliksir prof. Bohusza.djvu/36

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak jest, tak jest! — zawołał wreszcie, przyglądając się jednej z fotografij dłużej, niż innym. — To pan, tylko w staromodnem ubraniu!
— Takie wówczas noszono.
— Pamiętam, pamiętam! — westchnął starzec. — I ja mam taką samą z czasów młodości.
— Czy potrzeba panu innych dowodów? Może zawołać służącę i służącego?
— Nie, nie! — odparł zapytany protestująco. — To mi wystarcza, — tu wstrząsnął fotografją, trzymaną w ręce. — A zresztą sam już sprawdziłem w księdze adresowej, że innego profesora Bohusza niema w mieście.
Bohusz uśmiechnął się na to wyznanie.
— I powiada pan profesor — zwrócił się nagle staruszek do Bohusza — że mógłby człowieka odmłodzić?
— Oczywiście.
— I byłby pan profesor gotów spełnić obietnicę, daną dziś w sądzie?
Teraz dopiero Bohusz przypomniał sobie wyzwanie, rzucone pod wpływem uniesienia sądowi i zrozumiał prawdziwy cel wizyty sędziego.
Ten starzec również marzył o młodości tak, jak on jeszcze niedawno. A nuż — pomyślał zapewne — ten Bohusz mówił prawdę w sądzie? A nuż, istotnie, możliwą siała się rzecz niemożliwa? Zadygotało mu serce na tę myśl i pospieszył tu, by sprawdzić, czy to nie złuda, czy rzeczywiście mogłaby wrócić jeszcze młodość, tak dawno miniona?
— Gotów jestem — odparł Bohusz głosem spokojnym, choć oczy uśmiechały mu się na widok mie-