niącej się pod wpływem niepokoju i nadziei twarzy sędziego — spełnić obietnicę daną. Słowa nie cofam.
— Więc i ja — spytał starzec, a biała broda trzęsła mu się ze wzruszenia — mógłbym być jeszcze młody?
— Na sobie samym doświadczyłem, że jest to możliwe. I ja byłem taki, jak pan.
Stary zerwał się z fotela.
— A zatem, panie profesorze, proszę o to lekarstwo. Dziś, zaraz, rozpoczynam kurację!
— Muszę pana uprzedzić, że nie jest to żadna mikstura lub pigułki, lecz wyciąg, który musiałbym panu zastrzykiwać, a ostrzegam, że zastrzyknięcie to jest bardzo bolesne.
Sędzia zasępił się i podrapał w brodę. Nagle jednak machnął ręką ruchem stanowczym.
— Pal djabli! Raz kozie śmierć! Niech profesor zastrzykuje!
Bohusz nie mógł powstrzymać się od śmiechu na ten widok.
— A więc dobrze. Muszę słowa dotrzymać. Niech się sędzia rozbiera.
— Gdy ból nieco minie — dodał, wracając z laboratorjum ze szprycką, eterem, watą i wyciągiem — proszę natychmiast siąść do samochodu, jechać do domu i położyć się do łóżka, nastąpi bowiem gorączka, a po niej przyjdą poty i sen. Jutro zaś rano zatelefonuje mi pan o skutku.
Drżącemi, chudemi palcami sędzia rozpinał kamizelkę. Perełki potu wystąpiły mu na łysinie, a usta drgały nerwowo.
Strona:Eliksir prof. Bohusza.djvu/37
Ta strona została uwierzytelniona.