rego wyrwałby go nieodzownie zbyt wielki rozgłos, a które odczuwał teraz tak rozkosznie.
Krępowała go poza tem myśl reklamowania eliksiru młodości, choć czuł, że nadchodzi kres fatalny wyczerpania ostatnich zasobów.
W takiej to chwili zastanowienia, gdy zapłacił rachunek za kupiony Dziutce samochód i zgodził dla niej szofera, nadszedł drugi termin sprawy jego z artystą kabaretowym, Iksem.
Sala sądowa była, oczywiście, przepełniona, cały bowiem światek kabaretowy chciał poznać tego przyjaciela Dziutki, wyrzucającego dla niej garściami pieniądze, a o którym krążyć już zaczynały najrozmaitsze legendy.
Wszyscy też pragnęli przekonać się naocznie, co to za osobistość: oszust, szaleniec, czy też rzeczywiście wynalazca genialny?
Dzisiaj wszelako bodajże większe jeszcze wrażenie, niż osoba Bohusza, wywołał sędzia Trzaska, gdy zasiadł za stołem sędziowskim.
— On, czy nie on? — pytano.
Przed czternastu bowiem dniami zasiadał tam starzec, trzęsący się i zgarbiony, opryskliwy i stetryczały.
A dziś?
Wprawdzie rysy pozostały te same i na wąsach znać jeszcze siwiznę, ale łysina znikła pod jeżącym się już włosem ciemnym, oczy nabrały blasku i życia, a z białek poznikały żyłki krwawe. Cała postać wyprostowała się i zmężniała, usta zwarły się i zarysowały
Strona:Eliksir prof. Bohusza.djvu/42
Ta strona została uwierzytelniona.