Strona:Eliksir prof. Bohusza.djvu/45

Ta strona została uwierzytelniona.

Bohusz zagryzł wargi, bo właśnie tego wyrazu, „młodości“ nie mógł wykrztusić wobec tylu oczu, zwróconych na siebie.
Młodzieniec siedemdziesięcioletni! — brzmiało to jeszcze zbyt paradoksalnie i rzeczywiście tu i owdzie rozległy się na sali śmiechy przytłumione.
Gdy jednak sędzia znów otworzył usta, uciszyło się wsystko.
— Sądzę — mówił — że wobec tego nie będzie przeszkód dla polubownego załatwienia sprawy. Czy skarżący uznaje za wystarczające wyrazy ubolewania ze strony profesora?
Skarżący, oszołomiony jeszcze tem wszystkiem, co usłyszał, stał, nie wiedząc co odpowiedzieć. W głowie mu się mąciło. Myśli prześcigały jedna drugą. Zawziętość gdzieś znikła. Prawda, otrzymał szczutka w nos. Ale od kogo? Przed miesiącem był to dla niego jakiś tam Bohusz, a dziś — profesor, uczony, którego sława rozbrzmiewać będzie po świecie tak, jak nie wielu śmiertelników. Dostać szczutka w nos od Napoleona I-go! Czy śmiałby człowiek obrazić się o to? A sława profesora Bohusza może stanie się jeszcze głośniejsza, niż Bonapartego! Nie, to głupstwo! Dziś on, piosenkarz z „Białego szczura“, będzie sam sławny przez to zajście. Każdemu może śmiało powiedzieć, że miał stosunki osobiste ze słynnym profesorem Bohuszem!
— No, jakże, panie Iks? — nalegał sędzia, nie mogąc doczekać się odpowiedzi.
Iks spoglądał nieśmiało na przeciwnika, ale Bohusz podchodził już do niego z wyciągniętą ręką.