Strona:Eliksir prof. Bohusza.djvu/49

Ta strona została uwierzytelniona.

lekceważącego o Bohuszu i przejść nad sprawą do porządku dziennego. W redakcjach zawrzało.
Zaledwie parę godzin minęło, a już Marta anonsowała Bohuszowi:
— Jakiś pan z „Kurjera“.
Bohusz domyślił się o co chodzi, ale obawiał się dziennikarzy. Z jednej strony pragnął rozgłosu, gdyż widział w nim drogę do triumfu, zwłaszcza materjalnego, którego potrzebował, z drugiej wszakże — odczuwał instynktownie, że rozgłoszenie przez prasę wiadomości tak sensacyjnej poruszy całe miasto, ba, cały świat, on zaś, rozkoszując się dotychczas w całej pełni odzyskaną młodością, czuł wstręt wprost nieprzezwyciężony do wysiłku umysłowego, do kombinowania sposobów wyzyskania swego odkrycia i pozbawienia się wolności osobistej. Liczył, że może uda mu się wyjść z tej sytuacji inaczej. Pragnął odwlec tę chwilę decydującą. Zimne doświadczenie i wyrachowanie pierzchło mu zupełnie z głowy.
— Powiedz, że niema mnie w domu! — szepnął.
Marta spełniła polecenie, po chwili wszakże znów rozległ się dzwonek w przedpokoju.
— Jacyś panowie z „Telegrafu“ i „Wiadomości“.
— Powiedz, że wyjechałem i nie będę dziś w domu! — zawołał zniecierpliwiony.
To też, gdy po raz trzeci i czwarty zadzwoniono, Marta już przez uchylone tylko drzwi odpowiadała, że profesor wyjechał.
Nie znał jednak profesor podstępów i pomysłów dziennikarzy, gdy chodzi o zdobycie wiadomości ciekawej!