Strona:Eliksir prof. Bohusza.djvu/57

Ta strona została uwierzytelniona.

Wprawdzie Bohusz przewidywał skutki swego odkrycia, nie przypuszczał jednak nigdy, aby mogło to stać się tak szybko i ujawnić w sposób tak gwałtowny. To też, gdyby go nawet nie była rozleniwiła młodość odzyskana i gdyby nawet posiadał tuzin asystentów, to jeszcze nie zdołałby dzisiaj zaspokoić rzesz, zgłaszających się po cudowne lekarstwo.
Dom jego był wprost oblegany. Nie pomogła interwencja policji miejskiej, nie pomogły głosy dzienników, wzywające do oszczędzania wielkiego uczonego, „chluby narodu“, jak go już nazywano, nie pomógł nawet jego własny list otwarty do publiczności z oświadczeniem, że nie może zadosyćuczynić żądaniom napływającym. Teraz już i z prowincji napływali amatorzy odzyskania młodości i domagali się natarczywie leczenia, nie chcąc wracać z niczem do domu.
Bohusz tracił głowę. Nie mógł już wcale wyjść z mieszkania, nie był nawet w możności przeglądać tych stosów depesz i listów, które nadchodziły codziennie, ani też spożyć spokojnie śniadania lub obiadu. Z początku udało mu się jeszcze wymknąć kilkakrotnie ukradkiem do Dziutki, lecz i to wkrótce zauważono, tak, że i u niej zaczął zastawać całe grona osób, które się tam wkręcały przy pomocy różnych protekcji, aby z nim choćby tylko pomówić, musiał więc w końcu zaniechać i tych odwiedzin.
Wreszcie, po tygodniu takich udręczeń, strzeliła mu do głowy myśl — ucieczki i sam się ździwił, że wcześniej o tem wyjściu nie pomyślał.
Wszak tam, daleko, w cichym zakątku kraju, posiadał odziedziczony po ojcach kawałek gruntu, który