profesora, który tu przyjeżdżał prawie co roku na kilka miesięcy, ale stara Józefowa, co to profesora jeszcze na ręku nosiła i mieszka w dworku, opowiada, głupia, chłopom, że to nie syn profesora, lecz sam profesor, który tak odmłodniał, bo wynalazł lekarstwo na starość!
Usłyszawszy to, garderobiana moja, pochłaniająca codziennie „Telegraf“ od deski do deski i wiedząc stąd o zniknięciu pana z miasta, przybiegła zaraz do mnie z nowiną i oto jakim cudem jestem u profesora nie tylko z ciekawości, choć przyznam się, że ciekawa byłam poznać tak słynnego uczonego, ale także dla zasięgnięcia jego światłej rady.
— Służę księżnie — rzekł Bohusz, domyślając się już o co chodzi.
— Bo myślę sobie tak: Jeżeli lekarstwo profesora Bohusza jest odmładzające, to musi działać także wzmacniająco na nerwy. A ja jestem — tu przeszła nagle w ton omdlewający — tak strasznie zdenerwowana i osłabiona, że gwałtownie potrzebuję kuracji wzmacniającej i uspokajającej. Czy wynalazek profesora może mi posłużyć w tym kierunku?
Bohusz uśmiechnął się pod wąsem. Zrozumiał, że stara kokietka raczej przyzna się do grzechu śmiertelnego, niż do starości i do tego, że pospieszyła tu, aby odzyskać młodość, odpowiedział jednak poważnie:
— Wynalazek mój działa, co sprawdziłem przedewszystkiem na sobie, wzmacniająco i odżywczo na cały organizm. Oczywiście zatem także na nerwy. Każda tkanka, każda komórka ulega jego wpływowi, odzyskując dawną moc, sprężystość, świeżość.
Strona:Eliksir prof. Bohusza.djvu/68
Ta strona została uwierzytelniona.