Na progu saloniku spotkała Bohusza Dziutka, zanosząc się od śmiechu.
— Co za kawał, Jasiu! Co za pyszny kawał!
— Już wiem — odparł, nie mogąc powstrzymać się także od śmiechu — powiedziałaś jej, że jesteś staruszką dziewięćdziesięcioletnią!
— Już ci powiedziała? Co, nie pyszny kawał? A co za reklama dla mego profesora!
— Skąd ci to do głowy przyszło urwisie?
— A nie spytasz nawet skąd się tu wzięłam? — rzekła na to z wesołym wyrzutem w głosie, tuląc się do niego i nadstawiając różowe policzki do ucałowania.
— Jedno łączy się z drugiem. A więc dobrze. Najpierw skąd się tu wzięłaś?
— Czy to ładnie — odparła, robiąc minę urażonej i łasząc się, jak zwykle — pozostawić tak swoje kochanie na bruku, bez pożegnania i prawie bez grosza?
Była to z jej strony przesada prawdziwie kobieca, gdyż, wyjeżdżając, Bohusz przesłał jej sumę dość znaczną. Ale uśmiechnął się tylko na te słowa, wiedział już bowiem z doświadczenia, jak prędko pienią z płynął przez jej łapki.
— Wiesz przecież, że musiałem wyjechać, byliby mnie wprost we własnem mieszkaniu zdusili.
— To prawda. Strach, co się tam dotychczas dzieje! Ale ja przecież nie mogłam tak długo wytrzymać bez mego pana. Zaczęłam więc molestować i błagać Martę, aby mi powiedziała, gdzie jesteś, ale baba uparła się i ani rusz. Dopiero, jakem posłała mego reportera...
Strona:Eliksir prof. Bohusza.djvu/77
Ta strona została uwierzytelniona.