— Tego z „Telegrafu“? — przerwał Bohusz.
— Tak, tak, tego samego, co mnie wówczas naciągnął, że potrzebuje twego lekarstwa dla babki!
Na to wspomnienie Bohusz roześmiał się serdecznie.
— Dopiero, gdy on się wziął do Marty i wkręcił do jej serca, to dostał adres i oto masz swoje kochanie przed sobą.
Przy tych słowach ujęła palcami spódniczkę i uczyniła przed nim najwdzięczniejszą révérence baletową.
— I tak prosto — rzekł, sadzając ją na kanapie — z miasta samochodem?
— Phi! — odparła wesoło — jeszczebym jeździła kolejami, gdy mam własny samochód? Ale posłuchaj, jak to było z tą panią.
Tu opowiedziała szczegółowo spotkanie z księżną, przerywając od czasu do czasu opowiadanie wybuchami śmiechu, tak się cieszyła ze swego „kawału“.
Nagle spytała:
— I któż to jest ta piękna dama?
— Księżna Basztańska.
— Zapewne synowa tej starej Basztańskiej?
— Nie, ona sama.
— Żartujesz!
— Bynajmniej!
— I tyś zrobił — zawołała, odsuwając się od Bohusza, aby mu się lepiej przyjrzeć, czy nie żartuje — z tego starego czupiradła taką piękną niewiastę? Wiesz, to wprost niesłychane!
— A jednak tak jest.
Strona:Eliksir prof. Bohusza.djvu/78
Ta strona została uwierzytelniona.