— Gdyż jestem pewien skutków mego eliksiru i bawią mnie zastrzeżenia panów.
— Tem lepiej, ale jest to interes miljonowy i traktujemy go poważnie.
— Ja także! — odparł szybko wynalazca, podając gościom skrzynkę z cygarami i papierosami. — Oświadczam zatem, że zgadzam się na warunki panów. Próba odbyć się może, gdzie się panom podoba i pod kontrolą, jaką tylko uznacie za stosowną, a co się tyczy kosztów podróży i pobytu w obcem mieście, to pozwolicie, że nie będę korzystał z waszej uprzejmości. Pozostaje tylko do rozstrzygnięcia sprawa miejsca i czasu próby.
— Paryż — zaproponował pan Legrand.
— Zgadza się pan profesor na Paryż? — spytał James.
— A kiedy — spytał Mitchell — mógłby pan profesor tam stanąć?
— Choćby za tydzień mogę na panów czekać w Grand Hotelu.
— Bardzo dobrze — zadecydował James spokojnie, puszczając z ust kłąb dymu cygarowego. — Dnia ósmego grudnia, o godzinie dziesiątej zrana, przybędziemy po pana profesora do Grand Hotelu w Paryżu. Sprawa załatwiona. Mój przyjaciel, pan Legrand, będzie zatem łaskaw uzupełnić umowę, którą ma spisaną w dwu egzemplarzach.
Francuz otworzył teczkę, trzymaną w ręce i zasiadł przy biurku.
Jeżeli podczas tej konferencji Bohusz roześmiał się dwukrotnie, to może nie tyle pod wpływem
Strona:Eliksir prof. Bohusza.djvu/87
Ta strona została uwierzytelniona.