Strona:Eliksir prof. Bohusza.djvu/91

Ta strona została uwierzytelniona.

— Arystokracja! Docisnęła się do drzwi, to grozi już policją!
— Nie trzeba było przychodzić, byłoby luźniej!
Wzrastała w ten sposób wrzawa, krzyżowały się w powietrzu przezwiska, tworzyły obozy i zaczynało już być gorąco śród tej ciżby, żądnej odzyskania młodości. Gdy wszakże otworzyły się drzwi i trzej panowie, w których domyślano się cudzoziemców, rozmawiali bowiem po angielsku, zaczęli przeciskać się przez tłum ku ulicy, sień i schody zalega odrazu cisza. Zazdroszczono z głębi duszy szczęśliwcom, przed którymi otworzyły się już drzwi Sezamu.
Po chwili jednak zawrzało znów na schodach, jak w ulu, we drzwiach bowiem stanęła Marta i nakleiła na nich szybko kartę z napisem:
„Z powodu wyjazdu zagranicę, prof. Bohusz nie przyjmuje pacjentów“.
Przeczytawszy napis, staruszek w kapeluszu tyrolskim z kitką uczuł się pomszczony i, uchyliwszy kapelusza przed otyłą aktorką, która, jakby nie dowierzając nagłemu zwrotowi rzeczy, nie ruszała się z miejsca, wciąż wpatrzona w kartę, rzekł zjadliwie:
— Moje uszanowanie pani, możeby przynieść krzesełko?
— Impertynent! — wycedziła majestatycznie zawiedziona.
W końcu opróżniły się schody, i zapanował na nich spokój. Wówczas ukazał się Bohusz, promieniejący radością, zbiegł lekkim krokiem na ulicę i pojechał do Dziutki.