Strona:Eliksir prof. Bohusza.djvu/94

Ta strona została uwierzytelniona.

zwłaszcza wierzyć starsze pokolenie pań, bo uczucie niewysłowionej zazdrości przeszyło im serca.
Narazie więc zapanowała przykra cisza w sali.
Tylko sędziwy książę marszałek, szwagier pani domu, który podkochiwał się w niej przed laty pięćdziesięciu i tańczył z nią wówczas niejednokrotnie kadryla na lśniących posadzkach Burgu wiedeńskiego — przyłożywszy monokl do oka, wyprostował jeszcze bardziej sztywną postać wojskową i rzekł do uśmiechniętej triumfująco:
Mais, parbleu, princesse, c’est un miracle inoui! Gdybym nie widział obok ciebie portretu, to gotów byłbym przypuścić, że na starość podległem halucynacjom, że śnię na jawie i widzę cię na dworze cesarzowej Elżbiety!
Przy tych słowach, złożył z ręką na sercu — zwyczajem dawnym — głęboki ukłon księżnie i ucałował jej rękę.
Uznanie to przełamało ciszę. Zawrzała sala szumem podziwu, dokoła księżny utworzyło się zwarte koło winszujących i unoszących się nad jej pomysłem zestawienia się żywcem z cudnym portretem.
Łysawy już wnuk księżny, hrabia Wiktor, podrygując na cienkich nóżkach, zawołał, całując ją w rękę:
— Doprawdy, gotów jestem zakochać się w babuni!
— Moglibyśmy pogadać o tem — zaśmiała się, rzucając spojrzenie przelotne na jego łysinę — gdybyś był młodszy cher petit fils!
W tej chwili lokaj zaanonsował:
— Profesor Bohusz!