Strona:Eliksir prof. Bohusza.djvu/95

Ta strona została uwierzytelniona.

Słysząc to, otyła, apoplektyczna hrabina Róża, nie mogąca dotychczas ochłonąć z duszącego ją uczucia zazdrości, szepnęła z poza wachlarza do małżonka:
Voilà un coup de théatre bien inscenisé!
Zdaje się jednak, że hrabia nie dosłyszał słów złośliwych małżonki, gdyż nazwisko, wymówione przez lokaja, podziałało na zebranych, jak uderzenie prądu elektrycznego.
Zapominając chwilowo o gospodyni domu, całe towarzystwo zwróciło się nagłym ruchem ku drzwiom, przez które wchodził właśnie piękny, wytworny mężczyzna w kwiecie wieku.
— Oto cudotwórca! — zawołała szczerze księżna, zbliżając się do wchodzącego, a gdy schylił się, by ucałować jej rękę, uścisnęła dłoń jego namiętnie, na policzkach zaś jej wykwitły lekkie, gorące rumieńce.
Przez słowa swe księżna sama ustąpiła w salonie pierwszeństwa Bohuszowi, pozatem jednak ciekawość poznania tak głośnego dziś odkrywcy i pragnienie posięścia względów jego ogarnęły do tego stopnia wszystkich, że gdy pani domu posadziła go przy sobie, nie jej już cudownie odrodzona postać, lecz on stał się ośrodkiem tego zebrania.
Przy ogólnej, ożywionej rozmowie trudno było księżnie porozmawiać poufnie z Bohuszem. Gdy wszakże służba zaczęła roznosić herbatę i ciasta i potworzyły się kółka, dyskutujące żywo nad eliksirem młodości, spytała wynalazcę, podając mu petit-foury:
— Byli zapowiadani goście u profesora?