Strona:Eliksir prof. Bohusza.djvu/96

Ta strona została uwierzytelniona.

— A jakże, byli. Są to przedstawiciele banków paryskich, londyńskich i nowojorskich, pragnący nabyć mój wynalazek.
— Widzi pan, przeczuwałam. No i cóż?
— Podpisałem umowę sprzedaży i za trzy dni wyjeżdżam na dwa, mniej więcej, miesiące do Paryża dla przeprowadzenia kuracji osób, wskazanych mi przez konsorcjum.
Aksamitne oczy Basztańskiej błysnęły radością: Do perspektywy widywania się z ukochanym bez podstępów, koniecznych tutaj ze względów rodzinnych i towarzyskich, przyłączała się próżność kobieca, czytała bowiem w oczach tych staruszek, otaczających obecnie Bohusza, żądzę namiętną rozpoczęcia leczenia starości choćby dziś, choćby zaraz, wyjazd zaś wynalazcy skazywał te panie na zwłokę, a tem samem przedłużał jej triumf.
— Czy to tajemnica, profesorze? — spytała.
— Bynajmniej, księżno.
— A zatem — rzekła głośno do otoczenia, ze spokojem pozornym w głosie, przymrużając wielkie oczy, jakby dla tem większego ukrycia nurtujących ją uczuć — mogę państwu powiedzieć, z upoważnienia profesora, wielką nowinę!
— Prosimy, prosimy! — odezwał się chór głosów, a dziesiątki głów nachyliły się chciwie ku mówiącej.
— Profesor Bohusz sprzedał dziś wynalazek swój konsorcjum banków francuskich, angielskich i amerykańskich i wyjeżdża do Paryża.
Przeciągłe: A-a-a! — rozległo się śród zebranych, poczem posypały się powinszowania, a znany sylf re-