sisz pogodzić się albo powiesisz się chyba czy utopisz się... Każdy desperuje z początku, a potem i godzi się z takim losem, jaki mu Bóg czy diabeł nasyła. Bo aby wszystkie losy ludzkie były robotą Pana Boga, w to ani trochę nie wierzę. Spowiadałam się już z tego i raz nawet absolucji od księdza nie dostałam, jednak nie wierzę... Powiadam ci, że każdy z początku desperuje, a potem jak baran na rzeź spokojnie swoją drogą idzie... Uf! nie mogę!
Zakaszlała się tak, że aż jej oczy łzami zaszły. Krztusząc się jeszcze tymi załzawionymi oczami na towarzyszkę popatrzała.
— Ty bo, Justynko, straszną melancholiczką jesteś? Czemu nie robisz tak, jak i inne panny? Z łaski wuja i wujenki korzystaj, strój się, kiedy cię stroić chcą, baw się, gdy tylko zdarzy się okazja, mizdrz się do kawalerów, a może którego złapiesz i za mąż wyjdziesz... ha? Słowo honoru! czemu ty tak nie robisz?
Justyna nie odpowiadała. Szła prosto i równym krokiem jak wprzódy, tylko w rozpalonych i zamyślonych jej oczach błysnęły łzy.
— Phi! — zaśmiała się Marta — melancholiczka jesteś... i dumna jak księżniczka. Od wujostwa nic przyjmować nie chcesz, ze swoich procencików ubierasz siebie i ojca, trzewiki nawet oszczędzasz, tak że czasem boso chodzisz, kapelusza i rękawiczek nie nosisz...
— O, niech ciocia tak nie myśli! — porywczo prawie zawołała Justyna. — Ja ani kłamać, ani udawać nie chcę! Prawda, że zawsze łamię sobie głowę, aby mnie i ojcu tych kilku własnych naszych groszy na odzienie przynajmniej wystarczyło... Ale boso czasem chodzę i kapeluszów ani żadnych drogich rzeczy nie noszę nie tylko dlatego... nie tylko dlatego...
— To i dlaczegóż? no, dlaczegóż? — błyskając oczami dopytywała się stara panna.
Strona:Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem (1938) tom I.djvu/020
Ta strona została uwierzytelniona.