lesław Kirło miał okrągłą łysinę z tyłu głowy, włosy rzadkie nad niskim czołem, twarz długą, kościstą, z małymi, błyszczącymi oczami, ostrym nosem, wklęsłymi usty, tak starannie wygoloną, że aż na policzkach i brodzie błyszczącą. Brzydką tę twarz oświecała wielka i nigdy, zda się, nie ustająca wesołość. Z wesołym śmiechem, błyskając małymi oczami opowiadał on, że z panem Różycem z kościoła do Korczyna jadąc widział na polu dwie gracje. Na mitologicznym tym wyrażeniu nacisk kładąc z rubasznym śmiechem wołał:
— Gracje, jak Boga kocham, dwie gracje... Jedną, no to już bym każdemu darował, bo stara i zła; ale druga... ho, ho, prawdziwa gracja, niech pan Różyc powie! Cukierek! Talia zgrabna, twarzyczka śniada, rączki... no, niebardzo ładne, opalone... bo były bez rękawiczek...
— O! więc gracja pańska była bez rękawiczek!... — ze słabym śmiechem zawołała pani Emilia.
— I bez kapelusza — dodał Kirło.
— Bez kapelusza! jakże to można chodzić bez kapelusza! — cichutko chichocąc powtórzyła kobieta z brudną batystową chustką dokoła twarzy.
Kirło śmiał się; małe, świdrujące jego oczki coraz ostrzej błyszczały.
— Niech pan Różyc zaświadczy... Co, panie Teofilu? cukierek? cacko? prawda?
Wzywany na świadectwo mężczyzna nie odpowiadał. Światło z okna w ten sposób na niego padało, że twarz całkiem pozostawała w cieniu, a widać było tylko postać męską, wysoką, cienką, wykwintnie ubraną i głowę okrytą czarnymi, z lekka ufryzowanymi włosami; u oczu połyskiwały szkła binokli. Od chwili, gdy wszedł tu i zamienił z panią domu pierwsze słowo powitania, nie rzekł jeszcze nic... Prawda, że Kirło mówił ciągle i prawie sam jeden. Pani Emilia z ożywieniem zapytywała: kim były gracje spotkane w polu, a szczególniej ta... bez kapelusza i rękawiczek?
Strona:Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem (1938) tom I.djvu/032
Ta strona została uwierzytelniona.